Skazani na rozwój

Kategoria Bez kategorii

Dziś Wam przedstawiamy potężne narzędzie świadomości rodzicielskiej – koncepcję rozwoju psychospołecznego Erika H. Eriksona. Erikson o rozwoju mówi, że trwa on przez całe życie. Oznacza to, że wszystkie lata przed nami są i będą czasem wzrostu lub regresji. Nieważne w jakim jesteśmy wieku, nieważne jak mądrzy, czy dojrzali. Rozwijamy się dlatego, że żyjąc w otoczeniu, próbując sprostać jego wymaganiom napotykamy na sytuacje, które początkowo są dla nas wyzwaniem, są zbyt trudne. Charakterystyczne wyzwania nieuchronnie się powtarzają, a to sprawia, że wreszcie nabywamy umiejętności działania, by w rezultacie stworzyć trwałe wzorce adaptacyjne. Tak kształtuje się nasza osobowość. Jako dorośli wiemy, że wraz z dojrzewaniem nie kończy się rozwój. Możemy zrozumieć jak pracować nad sobą i jak siebie do końca życia wychowywać. Jako mama czy tata małego człowieka możemy myśleć nie tylko o obecnym okresie i obowiązkach dzisiejszego dnia, ale też o całym życiu dziecka i przyjąć doniosłe cele, odpowiadając sobie na pytanie – jakiego człowieka chcę wychować. O postaci tego znamienitego psychologa możecie przeczytać na stronie Uniwersytetu Harvarda.

Rozmowy, które pomagają żyć

Rozmowa Marty Lenarczyk i Oli Michalskiej z Anną Sokołowską o rozwoju przez całe życie.

ML: Mocno zaintrygowałaś mnie rozmową o fazach rozwojowych Eriksona. Przybliżysz, czym są te fazy?

AS: To jest bardzo ciekawa koncepcja, jedna z wielu koncepcji rozwojowych, jako jedna z nielicznych obejmuje całe życie człowieka. Większość badaczy skupia się na okresie rozwoju od narodzin do dorosłości, Erikson podzielił życie ludzkie na osiem faz i opisał, jak radzimy sobie z wyzwaniami, które w kolejnych okresach stawia przed nim życie.


W każdej fazie człowiek styka się z pewną grupą problemów psychofizycznych i społecznych. Doznaje dobrych i złych uczuć w odpowiedzi na te problemy, a dobre i złe uczucia kształtują w nim reakcje przystosowawcze. W wyniku tego, że reakcje przystosowawcze się powtarzają, kształtują się wzorce przeżywania. Dzięki temu każda faza, razem ze swoim wyzwaniem, ma potencjał tworzenia pewnych wzorcowych zachowań charakteryzujących potem życie każdego człowieka.
Wzorce pochodzą z dynamicznego napięcia między dobrymi i złymi uczuciami. Napięcia wywołują zjawisko, które Erikson nazwał kryzysem. Kryzys to jądrowe zjawisko typowe dla danego okresu życia, wokół którego kształtujemy trwałe wzorce przystosowujące nas do wymagań otoczenia.


Pierwsza faza jest zdominowana przez popędy. Dziecko w pierwszym roku życia ma przeżycia, które są wiązane z zaspokojeniem jego potrzeb. Przeżywa frustrację jeśli jest głodne, samotne lub jest mu zimno. Przeżywa przyjemności, gdy ma sucho, ciepło i jest nasycone. Ponieważ te doznania na przemian występują i ustępują, dziecko zaczyna uczyć się stałego wzorca, pewnego porządku. W sposób pozarozumowy przyswaja, że świat jest jakiś, znajduje stałość, nie, jak dorosły człowiek, w sposób werbalny, lecz uczy się raczej stałego koloru swoich emocji. W pierwszym roku życia dziecko przekonuje się, czy świat stanowi zagrożenie, czy jest przyjazny. Dzięki temu, że znajduje coś stałego, rodzi się w nim podstawowa ufność. Jeśli nie znajduje niczego stałego i widzi, że świata nie da się przewidzieć, rodzi się podstawowa nieufność. Osoby, które nie mają podstawowej ufności, mają niską wiarę w życie i też niską wiarę w siebie. Znalezienie stałości jest tak ważne, że dziecko wybiera nawet ciemny kolor, byle powiedzieć, że świat jest jakiś.

ML: Ważna rzecz mi się pojawiła w zrozumieniu tych faz. Jednym słowem, nie ma możliwości, by kryzys każdej fazy nie był rozwiązany? On pójdzie w jedną albo w druga stronę, jakąś stałość człowiek wypracuje.

AS: Możemy powiedzieć, że tak i nie. Utrwala się pewien wzorzec i jednocześnie nie da się raz na zawsze rozwiązać kryzysu. Dlatego, że ten sam kryzys, na przykład znalezienia czegoś stałego możemy spotkać w dorosłym życiu. Jeśli liczymy na to, że będziemy prowadzić monogamiczne małżeństwo, a potem z różnych powodów to małżeństwo zaczyna się rozpadać, to jest zachwianie wiary w stałość w świecie. I wtedy na innym poziomie następuje przewartościowanie, na inny poziomie następuje ten sam kryzys. Erikson jasno powiedział, że uczucia, które są związane z danym wyzwaniem, dylematem kontynuowane są przez całe życie. Jest tylko kwestia pewnej łatwości, trwałości tego wzorca, z jakim podchodzisz do rzeczywistości. Ci, którzy mają podstawową ufność, nawet jeśli napotykają pewne problemy, mogą je przejść w sposób bardziej optymistyczny. Chociaż oczywiście zaburzenie stałości świata może się wiązać z pewną traumą. Ludzie z podstawową nieufnością przeżywają więcej emocji negatywnych, są nastawieni na wychwytywanie zagrożeń.
I tu chcę podkreślić, że dzieci w pierwszym roku życia powinny – i z całą mocą mówię „powinny” – mieć zabezpieczone spokojne, dostanie warunki wzrostu. Ich system nerwowy jest niedojrzały i nie dojrzewa, jeśli doświadczają negatywnych stanów, jeśli ich rozwój jest związany z negatywnymi bodźcami. Dlatego pielęgnacja noworodka i potem niemowlęcia, pełna miłości, ciepła i wybiegania naprzeciw każdej potrzebie, to jest słuszna postawa rodzicielska. Koncepcje, które traktowały dziecko jak przedmiot, który ma się dostawać do godzin, pór i do butelki, szczęśliwie upadły. Teraz znowu trochę są reaktywowane; mówi się, że dziecko ma wyczekać, wypłakać się. Z punktu widzenia koncepcji Eriksona to jest nie tylko nieprawidłowe, to jest po prostu szkodliwe. Dlatego, że wpływa fatalnie na rozwój psychospołeczny i nie powoduje przyspieszenia dojrzewania dziecka, a wywołuje jego ogromną samotność w życiu. Ta pierwsza faza ucząca przewidywalnego lub nieprzewidywalnego świata rzutuje na dalsze etapy życia.

W drugiej fazie – od drugiego do czwartego roku – życie dziecka związane jest w większym stopniu z rozwojem motorycznym. Dziecko nie tylko widzi, że opiekun przychodzi i odchodzi i wtedy jego potrzeby są zaspokojone lub niezaspokojone, ale uczy się, że samo może się oddalać od swoich opiekunów. Zaczyna wyodrębniać siebie z otoczenia. O ile wcześniej noworodek nie ma poczucia, że jest czymś innym niż świat, tak dziecko roczne już nauczyło się, że ma nos, że to jest ja, a to mama, to tata. Dziecko wyraźniej odróżnia, że jest czymś innym niż inne osoby i czymś innym niż otoczenie. Dzięki temu, że raczkuje, że chodzi, zdobywa autonomię. Jednocześnie w tym okresie zaczyna się trening czystości. Treningiem czystości nazywamy w psychologii przyuczenie do załatwiania potrzeb fizjologicznych do nocnika, czy sedesu, nie w pieluchę. Teraz podchodzimy do tego swobodniej; dwu, trzy czy nawet czterolatki noszą pieluchę. Niegdyś pranie pieluch było uciążliwe, więc bardzo wcześnie wprowadzano trening czystości. Psychologowie z nurtu dynamicznego wskazują na wielką podatność tego okresu na traumatyzowanie. Ponieważ dziecko do tej pory mogło się załatwiać w pieluchę i nikt nie robił z tego powodu kłopotów, a teraz zaczyna być nagradzane czy karane, ono widzi, że jest to ważna czynność, która pomaga mu sterować otoczeniem. Niektóre dzieci załatwiają się w pieluchę nie dlatego, że nie rozumieją lub nie potrafią kontrolować zwieraczy, a dlatego, że dzięki temu sterują reakcjami rodziców. Dlatego jeśli przystosowujemy dziecko do skutecznego zdjęcia pieluchy, rodzice nie powinni w tym zakresie wytwarzać zbędnego napięcia. Dziecko się nie uczy wtedy, że wypróżnianiem może prowokować wyraziste reakcje. Mając do dyspozycji umiejętność wywołania efektownej reakcji dorosłego, dziecko nie będzie chciało zakończyć treningu czystości. Erikson zwraca uwagę, że gdy dziecko zaczyna bardziej świadomie obserwować i kontrolować wypróżnianie, zaczyna rozumieć też, że ma wpływ, że ono czymś steruje. Jeżeli się go zawstydza i beszta za wypróżnienia, ono odczuwa wstyd i zwątpienie w siebie. Jeśli kontrola mu się nie udaje, słyszy wyrzuty przeżywa przykre uczucia. One i tak są nieuchronne w życiu, natomiast jest ważne, jakiego rodzaju stymulację zaoferujemy dziecku jako wiodącą i dzięki czemu będzie mógł się przystosować do wymagań otoczenia. Jeśli otoczenie oczekuje, że dziecko będzie się wstydzić z powodu plamy na podłodze, ono się właśnie takiego wzorca uczy.

Trzecia faza przebiega od czwartego do szóstego roku życia. Dziecko jest już rozwinięte motorycznie, rozwija teraz słownik, nazywa przedmioty i zjawiska, korzystając z wyobraźni. Na przykład wciela się w różne postaci bohaterskie, ma bujną fantazję, którą czasami rodzice mylą z kłamstwem. Z Ameryki przypłynęło do nas na przykład przyzwolenie na wymyślonego przyjaciela. Z jednej strony wiemy, że to jest fantazja, ale gramy w to z dzieckiem, jednocześnie przenosząc świadomość dziecka na wyższy poziom, utrzymując te dwie rzeczywistości – rzeczywiste rozmowy z przyjacielem, który jest wymyślony. Pozwalamy małemu człowiekowi, by budował z klocków zamki, by lalkami odtwarzał rodzinę, by z papierka robił statki i zmieniał tok rozmowy, którą zapamiętał. Pozwolenie mu na to powoduje, że w dziecku wykształca się inicjatywa. Natomiast nadmierne urealnianie, strofowanie go i przywoływanie do porządku i mówienie jak naszym zdaniem naprawdę wygląda rzeczywistość, wywołuje w nim poczucie winy. I to poczucie winy my jako dorośli, będziemy musieli dźwigać w życiu i nie będziemy puszczać wodzy naszej fantazji, nasza inicjatywa będzie ograniczona właśnie dlatego, że kiedyś byliśmy ograniczeni w ekspresji naszych marzeń. Kiedy dziecko zabawia się różnymi elementami rzeczywistości, próbuje jednocześnie co może, a czego nie może zrobić. Jeśli udaje mu się wymyślić, zaplanować i wykonać czynności z sukcesem, rośnie w nim poczucie sprawczości. Niezwykle pouczająca jest obserwacja, jak w dziecku rozkwita to poczucie, gdy się oddaje zabawie w sposób niezakłócony przez dorosłego. Dorośli oczywiście mogą zabawie towarzyszyć, ale nie wyręczając dziecka. Wyręczanie dziecka odejmuje mu inicjatywy i w rezultacie odziera z poczucia sprawczości.

Faza czwarta obejmuje okres szkolny, gdzie dziecko buduje różne sprawności. Jeśli dziecko ma sukcesy, to poczucie, że jest sprawne i ma poczucie wartości zaczyna w nim rozkwitać. Natomiast jeśli nie osiąga sukcesów, dojrzewa w nim poczucie niższości. Osiągnięcia szkole mają sens nie tylko dla samych osiągnięć, a przede wszystkim dla budowania poczucia, że jest kimś wartościowym. Dzieci z sukcesem mają w sobie siłę, którą nazywamy poczuciem kompetencji. Niektóre dzieci mówią, że nie potrafią się uczyć, nie mogą się skupić, podczas gdy inne wiedzą co mają zrobić, by się nauczyć, by dostać piątkę w szkole. I tutaj szkoła ma wiodący udział w tym procesie, ponieważ my jako rodzice tracimy dziecko z pola widzenia na cały dzień, jesteśmy zajęci pracą, a dziecko przebywa w placówce. Dzieci są w ławce szkolnej i tam oddziałuje na nie środowisko, z rówieśnikami i nauczycielami, wraz z tym bardzo trudnym systemem ocen szkolnych i wymagań szkolnych. Dlatego warto stworzyć warunki do osiągnięcia sukcesu i wesprzeć rozwój odrabiając z dzieckiem lekcje, czy zatrudniając nauczycieli, korepetytorów, aby poczucie kompetencji w nim rosło.

Faza piąta rozciąga się między 13 i 18 rokiem życia. W tym okresie mamy uformować swoją tożsamość i dowiedzieć się jacy jesteśmy. Podstawowe pytanie to „kim jestem, jaki jestem dla siebie i dla innych”. Budujemy poczucie siły opartej na stabilności. Uczymy się, jak opowiedzieć się za czymś, za ideą, hobby, dziedziną. Zaczynamy adresować uwagę i energię do jakiegoś obszaru życia. Niektórzy się rozwijają towarzysko, inni – seksualnie, inni rozwijają się przede wszystkim intelektualnie. Można powiedzieć, że te trzy sfery konkurują ze sobą, idziemy w rozwój społeczny, seksualny lub mentalny. Rozwój mentalny to nie tylko nauka, ale też inne hobby, jak modne kiedyś kolekcjonowanie rzeczy prozaicznych, motyle, znaczki, pocztówki. Dziś jest to mniej popularne, chyba że chodzi o kolekcjonowanie lajków w mediach społecznościowych.

ML: Albo sprzętów w grach…

AS: Oczywiście. Ciekawym kolekcjonerstwem była muzyka, bo płyty były fizyczne. W tej chwili pewne kolekcje zanikają, inne się pojawiają jako zdigitalizowane, wirtualne. To jest specyficzny przykład wierności, dedykowanie energii człowieka pod względem umysłowym. Sfera popędowa czy seksualna może się wyrażać w sporcie. Jest to nastawienie fizyczne, na ciało. Nastawienie społeczne wyraża się w spędzaniu czasu z innymi. Ludzie mają paczkę, grono bliskich przyjaciół, imprezują i to jest dla nich najważniejsze. Wyzwaniem w tej fazie, jest znalezienie równowagi między pewnością i niepewnością swojej roli. Dzięki temu, że ma wybór i trwa wiernie przy swoim sposobie spędzania czasu, młody człowiek kształtuje nie tylko poczucie kim jest, ale i poczucie przynależności do czegoś „jestem częścią czegoś”. Może to przyjąć formy oczekiwane lub nieoczekiwane dla rodziny, na przykład: „jestem wzorowym uczniem”, czy „należę do grupy motocyklowej”. Jest to pod pewnymi względami najtrudniejszy okres dla rodziców, jeśli chodzi o prowadzenie dziecka. Często myślimy w tym czasie, że dziecko jest jeszcze dzieckiem i jeszcze nie jest dorosłe. Tymczasem to jest osoba, fizycznie już w pełni autonomiczna, zależna od nas materialnie, zależna psychicznie, której zadaniem jest wykuwanie swojej tożsamości, określenie siebie samego. Myśmy określali dziecko, szkoła określała dziecko do tego czasu. Teraz człowiek ma zadanie: samego siebie określić. I jako rodzice bardzo często młodzieży w tym przeszkadzamy, mówiąc im co mają, czego nie mają robić. Im bardziej im przeszkadzamy i ograniczamy ich w tych wyborach, tym bardziej oni się buntują, tym bardziej zrywa się między nami więź.

ML: To by oznaczało, że dawanie im większych możliwości i pokazywanie perspektyw, że są, będzie mądrzejszym wyborem.

AS: Zdecydowanie tak. W całym wychowaniu korzystne jest uczenie różnych scenariuszy. To się zaczyna, gdy dziecko ma cztery, pięć, sześć lat, gdy w teatrze życia rozgrywa dylemat między inicjatywą i poczuciem winy. Już czteroletnie dziecko jest gotowe na scenariuszową metodę podejścia do rzeczywistości. A nawet chcę powiedzieć, że małe dzieci nas uczą metody scenariuszowej, tylko my jesteśmy na to odporni, ponieważ nam się wydaje, że jest jeden sposób prowadzenia pewnych rzeczy. Nie ma jednego sposobu prowadzenia życia. Są zasady ogólne.

Pozostałe trzy fazy są coraz dłuższe. Faza szósta, między dziewiętnastym i trzydziestym rokiem życia, to okres budowania więzi. Z uwagi na dojrzewanie psychofizyczne, występuje dylemat między intymnością i izolacją. Mamy już przyzwolenie społeczne, by poszukiwać związków w życiu, a naszym zadaniem rozwojowym jest odnalezienie znaczących relacji. Siła, którą w sobie kształtujemy to miłość, rozumiana nie tylko w znaczeniu intymnym, ale też jako relacja o charakterze altruistycznym, jak związki przyjacielskie. Osiągnięciem tego etapu życia jest wytworzenie poczucia solidarności z grupą społeczną lub jednostkami. Definiujemy się przez to, kogo kochamy „jestem tym, kogo kocham”. To jest faza przeżywana mniej czy bardziej świadomie. Powstało i powstaje wiele filmów i książek na ten temat, dlatego nasze przeżycia w tym okresie są niezwykle silnie uwarunkowane przez kulturę i przez to jak wyglądają relacje obserwowane w domu. Obecnie przesuwa się granica wejścia w życie dorosłe, gdy człowiek zakłada rodzinę i zaczyna opiekować się potomstwem. Kobiety po trzydziestce rodzą pierwsze dzieci, czego wcale nie uważa się za spóźnione, choć z powodów ginekologicznych uważa się, że pierwszy poród powinien nastąpić do 27 roku życia kobiety. Nasze dzieciństwo kończy się coraz później.

Faza siódma – okres produktywności, z dylematem pomiędzy twórczością a stagnacją, to czas od trzydziestego do pięćdziesiątego roku. Czy nasze życie płynie wartko, czy dużo wytwarzamy i jesteśmy w stanie poświęcić uwagę innym osobom lub ciekawym zadaniom. Siła jaka się kształtuje to troska, rozumiana nie tylko jako troska o bliskich, ale też o zadania, o przedmiot naszej pracy i przedmioty. Ten wiek określa się w demografii jako wiek produkcyjny. I rzeczywiście ludzie między trzydziestym i pięćdziesiątym rokiem życia najwięcej wytwarzają, oni stanowią trzon siły roboczej w społeczeństwach. Najważniejszym zadaniem w tym okresie życia jest zapewnić byt rodzinie, opiekować się nią we właściwy sposób, opiekować się żoną, mężem, partnerem, dziećmi. I niekiedy opiekujemy się naszymi rodzicami, którzy zaczynają być zniedołężniali, albo schorowani. Są osoby, które są skupione na karierze, nie na rodzinie, domu, na stanie posiadania, na przedmiotach, pieniądzach. Nasza identyfikacja skupia się wokół tego “kim lub czym się opiekuję”, “co jest przedmiotem mojej uwagi”. Podstawowa kompetencja to jest umiejętność troszczenia się.

Ostatnia faza, zaczynająca się po pięćdziesiątce i, jak Erikson uważał, trwająca do śmierci, może być bardzo długa. Obecnie życie się wydłuża i moglibyśmy podzielić ten okres na więcej faz. Wiadomo, że sytuacja psychospołeczna i zdrowotna pięćdziesięciolatka jest inna, niż sytuacja człowieka w wieku siedemdziesięciu pięciu lat, czy osiemdziesięciu. Niemniej traktując całościowo tę fazę, tak, jak ją traktował Erikson, możemy powiedzieć, że człowiek zbliża się pomału do śmierci. I że naszym zadaniem jest wytworzenie w sobie akceptacji procesów życiowych, dojrzałości społecznej i akceptacji względem samego siebie. Jeżeli jako ludzie nie osiągniemy takiego waloru, który Erikson nazywał integralnością, czyli jeżeli nie zaakceptujemy tego, że nasze życie potoczyło się w określony sposób, że mamy konkretne osiągnięcia i porażki, jeśli nie zaakceptujemy tego co nazywamy cieniem, to wytwarza się w nas poczucie rozpaczy. Stajemy się zrzędliwym staruszkiem, który swoje niezadowolenie z siebie deleguje na zewnątrz, na otoczenie, które zamęcza swoim brakiem satysfakcji poprzez nieustanne utyskiwanie na wszystko. Gdy człowiek jest młody, ta faza wydaje się być bardzo odległa, ale w pewnym momencie, wraz z upływem czasu i zmianą zadań życiowych, ludzie zaczynają wchodzą w te okres i zaczynają skupiać się na poczuciu sensu. Zaczyna docierać do nas, że pewne zmiany ciała świadczą o nadejściu starości, że kiedyś nadejdzie śmierć. W tym okresie można obstawić mądrość, albo wieczne niezadowolenie. Człowiek, który obstawia mądrość, zaczyna się bardziej skupiać na tym co zostawi po sobie, ma szersze poczucie altruizmu, poczucie łączności z całym światem, włączają się kategorie obejmujące wszystkich, jak na przykład cała ludzkość. Wyższe idee dochodzą do głosu, nieprzykryte ciężarem zabiegliwej codzienności. Po fazie konkretyzacji produkcyjnej, kiedy jesteśmy bez wyjątku skupieni na tym, aby zarobić, oprać, wykarmić, doprowadzić do matury, wyprawić na studia, czyli jesteśmy związanymi z konkretami fizycznymi, w tej chwili mamy możliwość zastanowić się nad sensem życia, nad znaczeniem różnych wydarzeń i zastanowić się nad szerszym społeczeństwem.
Tak wyglądają te fazy Eriksona, o które pytałaś.

ML: Czy można wrócić do jakiejś fazy, jeśli mamy świadomość, że jakiejś kompetencji nie wytworzyliśmy w sobie?

AS: Tak. I to jest właśnie cudowne w naszej pracy rozwojowej z człowiekiem.

ML: To jest jedna rzecz, a druga – co znajomość tych faz oznacza dla nas jako rodziców?

AS: Zacznę od drugiego pytania. Dzięki temu, że wiemy, że dana trudność jest sklejona z określoną fazą, charakterystyczna dla danego okresu życia dziecka, przestajemy się szarpać w naszej roli rodzicielskiej. Rozumiemy, że dziecko stoi przed pewnymi swoimi problemami, że te problemy są nieuchronne. Na dodatek rozumujemy w ten sposób, że nieuchronność tych problemów powoduje, że dziecko się rozwija, bo gdyby ich nie było, gdyby nie było tego dynamicznego napięcia między dobrym i złym uczuciem, nie byłoby żadnego postępu. Wobec tego owo „lubię, nie lubię”, „podoba mi się, nie podoba”, wywołuje zmianę w psychice dziecka, napędza pewien postęp. Teraz już mając to podejście, akceptując to dynamiczne napięcie i rozumiejąc, co w każdej z faz się dzieje, rodzic rozumie, że dojrzewa razem z dzieckiem. Że jest innym rodzicem dla noworodka, innym dla niemowlęcia, innym dla dwulatka, czterolatka i tak dalej. I że nie musi być zawsze jakiś, tylko że się zmienia razem z dzieckiem i sam się też zmienia jako człowiek. Jako matka dwudziestolatka mam inne zadanie wobec niego, ale też wobec siebie. Świadomość etapów rozwojowych powoduje, że jesteśmy bardziej ugruntowani w naszej roli rodzicielskiej w taki spokojny sposób i wiemy też, na czym w każdej fazie powinniśmy się skupić. Jesteśmy w stanie rozpoznać u dziecka typowe napięcie, jego dylemat charakterystyczny dla danego wieku i jesteśmy w stanie właściwie reagować.

ML: Daje nam to spokój, uporządkowanie i pozwala też ten bałagan, który dociera do nas ogarnąć. Bo informacji dociera mnóstwo i są niejednokrotnie bardzo skrajne. A zrozumienie rozwoju powoduje, że możemy zawierzyć intuicji i jednocześnie poukładać oczekiwania wobec siebie i wobec dziecka.

AS: Bardzo dobrze to nazwałaś. Można powiedzieć, że chaos wynika z różnego rodzaju wytycznych, które często są sprzeczne. Jeżeli oprzemy nasze rodzicielstwo nie na wytycznych, a na zasadach, które są wystarczająco ogólne i wystarczająco głębokie, one będą dla nas drogowskazem. Jednocześnie będą nam pozwalały kalibrować pewne sytuacje i drobne zachowania. Przykładowo jako matka niemowlęcia mam świadomość, że w dziecku teraz utrwala się podstawowe zabarwienie uczuciowe i przekonanie, że świat jest jakiś, to chcę, by ono wiedziało, że świat daje mu oparcie, gdyż jest to konstruktywne dla dziecka, jest to fundament przyszłej osobowości. Poczucie ufności jest fundamentem, na którym całe życie można zbudować w bardziej komfortowy sposób, niż na poczuciu zagrożenia. Wiedząc o tym, że jest to zadanie rozwojowe niemowlęcia a jednocześnie nasze, rodziny, staramy się zapewnić dziecku jak najlepszą stymulację, by ono wiedziało, że gdy zawoła, ktoś się pojawi przyjść, przewinąć, przytulić. I tak z chwili na chwilę budujemy poczucie oparcia dziecka w otoczeniu. To jest modelowy sposób podejścia. Opieramy się nie na drobnych wytycznych, a na ogólnych i głębokich zasadach, które trafiają w sedno problemu w danym okresie życia człowieka. Wtedy mamy lepszy wgląd w różnorodne problemy. Nawet jeśli coś nas denerwuje, a to się zdarza wiele razy, szczególnie w późniejszych latach, kiedy dzieci zaczynają żyć swoim własnym życiem, upominają się o autonomię, mamy drogowskaz: to jest rozwój tego dziecka, a ja mam swój.

ML: I perspektywę szerszą.

AS: I szerszą perspektywę. Odpowiadając na pierwsze pytanie, czy można pracować z wcześniejszymi fazami: tak można pracować. W każdym okresie życia człowieka można nie to że naprawić, można rozwinąć. Przeszłość jest nienaprawialna, jest taka jaka była, przeszłych faktów nie da się zmienić. Natomiast jeśli wiemy o tym, że jakiś ważny czynnik został zakłócony w naszym życiu, możemy sobie powiedzieć: to jest kompetencją, którą mogę u siebie wytworzyć. Na przykład, jeśli byłam zaniedbana jako dziecko i rozpoznaję mój podstawowy dynamizm jako „nie ufać”, mogę siebie zreedukować, aby nie ślepo, nie hurraoptymistycznie, ale przystosowawczo reagować z ufnością na świat, kiedy pozwala mi sobie zaufać. Jeszcze raz warto podkreślić, że rozmawiamy o wzorcach adaptacji, czyli o sposobach przystosowania do świata. Jeśli świat jest dla mnie dobry, ludzie przyjemni, chcą współpracować i okoliczności są pomyślne, wtedy postawa nieufności nie jest adekwatna. Osoby, które w takiej sytuacji nadal nie ufają i są podejrzliwe, przejawiają zachowanie nieadaptacyjne, tylko kompulsywne. Prezentują wzorzec, który został wyuczony i nadmiernie go teraz stosują, mimo że nie przystaje do otoczenia. Swoją podejrzliwością sprowadzają kłopoty na siebie i innych. I można to przeuczyć.

ML: Ta wiedza też pokazuje, że można przestać zrzucać na rodziców, że o pewne aspekty wychowania nie zadbali lub źle nas poprowadzili. Dostajemy w swoje ręce sprawczość wobec własnego rozwoju. A rodzicom, którzy popełnili błędy to pokazuje, że można z dzieckiem różne rzeczy jeszcze wypracować.

AS: Powiedziałaś o ważnej rzeczy, o poczuciu sprawczości. Nie każdemu to pasuje.

ML: No nie każdemu.

AS: Na przykład osobom, które mają przewagę negatywnych uczuć, bardziej pasuje lokowanie tych uczuć w otoczeniu.

ML: Myślę, że jest to rzecz na inną rozmowę. W tym jest świadomość i wybór. Albo jesteśmy nieświadomi, że jesteśmy w takim wzorcu, albo świadomie wybieramy, że zrzucamy na innych.

AS: Właśnie to jest problem świadomości i chęci pracy ze sobą. Jeżeli ktoś chce pracować ze sobą, to spodobają mu się te fazy. Model da mu schludne wyobrażenie o tym, co w danym okresie życia dziecka może sam ze sobą i z dzieckiem robić. Jeżeli ktoś nie chce pracować nad sobą, tylko chce zrzucać winę na innych, żaden model mu nie będzie pasował, może poza skrajnym stanowiskiem psycho-dynamicznym, które mówi, że wszystko zależy od rodziców w pierwszych trzech latach życia. Oskarżana bywa najczęściej matka za to, że coś źle robiła i do końca życia można już z tego powodu cierpieć. Jeżeli zakładamy, że nie będziemy ubolewać do końca życia nad tym co się stało kiedyś, wtedy możemy iść do przodu. Szczególnie, że relacje między rodzicami i dziećmi mają tę naturę, że dzieci zawsze liczą na coś ze strony rodziców, dopóki się nie zniechęcą. Dzieci nas, rodziców, tak bardzo kochają, że mamy możność naprawić bardzo trudne relacje. Ale trzeba zacząć od siebie.

Nagrane 15 września 2020